środa, 24 lutego 2016

Z cyklu: "Wspomnień czar" - Zimowa wędrówka niebieskim szlakiem Doliną Ciemięgi cz. II - 8 lutego 2013

Moich wspomnień wycieczkowych ciąg dalszy. Tym razem przeniesiemy się w czasie i przestrzeni do roku 2013 i zimowego dnia spędzonego na wędrówce doliną Ciemięgi. Kilka tygodni temu powróciłem na pierwszy odcinek tego szlaku, teraz przyszedł czas na kontynuację. Jeżeli chcecie przeczytać relację z tamten wycieczki zapraszam do poszukiwań na moim blogu :)

Zimowa wędrówka niebieskim szlakiem Doliną Ciemięgi cz. I - 8 lutego 2013

Trasa: Ciecierzyn - Baszki - Pliszczyn - Łysaków - Pliszczyn
Długość trasy wedłóg GPS-u: ok. 13 km

Pierwszą część niebieskiego szlaku Doliną Ciemięgi przeszedłem równo miesiąc temu. Postanowiłem przejść ją zimą w całości. Niestety i dzisiejsze wyjście nie przyniosło zakończenia marszu w miejscu, gdzie kończy się szlak. Tym razem stanęło mi na przeszkodzie kilka czynników ode mnie niezależnych. Pierwszym był głęboki śnieg, miejscami bardzo trudny do przebycia, słabe oznakowanie ścieżki i budowa obwodnicy Lublina, przez, którą musiałbym się przedzierać.
Kiedyś to były zimy - fot. Tomasz Banach
Dzisiejszą wycieczkę rozpocząłem od przejazdu MPK na Dworzec Główny PKS, gdzie przesiadłem się w busa jadącego w kierunku Lubartowa. Kiedy wysiadłem na przystanku w Ciecierzynie była godzina 7:40. Pogoda dzisiaj była wyśmienita do wędrowania. Świeżo spadły śnieg pokrywał wszystko wokół. Krajobraz był naprawdę bajeczny.
Wyruszyłem od przystanku w kierunku odnowionego wiaduktu kolejowego na trasie Lublin – Lubartów. W tym miejscu miesiąc temu skończyłem wędrówkę. Asfaltową drogą poszedłem w kierunku miejscowości Baszki, przekraczając Ciemięgę i maszerując teraz prawym jej brzegiem. Po kilkuset metrach marszu, przez zaśnieżoną dolinę doszedłem do drewnianego mostu. Zaraz za nim po jednej i po drugiej stronie szosy znajdują się dość intensywnie pulsujące źródła. Polecam odwiedzenie źródliska zlokalizowanego po lewej stronie drogi, gdyż jest bardziej naturalne (źródło po prawej otoczone jest betonową cembrowiną) i łatwiej dostępne. Ośnieżone brzegi rzeki wyginają się w tym miejscu w różne strony.
Rzeka Ciemięga - fot. Tomasz Banach
Kiedy nacieszyłem się widokiem tryskającego zdroju wróciłem na asfalt, którym powędrowałem wspinając się pod dość strome zbocze doliny Ciemięgi. Tutaj zaczyna się miejscowość Baszki. Tutaj na wzniesieniu po prawej stronie mijamy przydrożna kapliczkę pochodzącą najprawdopodobniej z przełomu XIX i XX wieku. Zatrzymałem się na chwile, by „pyknąć” kilka fotek.
Dalej szedłem asfaltem. Droga skręcała w tym miejscu w lewo, by dalej piąć się w górę. To chyba najwyższe miejsce na dzisiejszej trasie. Z wzniesienia rozciągał się szeroki widok na położone o kilka kilometrów stąd gospodarstwo szklarniowe w Leonowie, pobliskie miejscowości i pola. Kiedy doszedłem do nowo wybudowanej kapliczki stojącej na rozstaju dróg skręciłem w prawo. Droga w tym miejscu z asfaltowej przechodziła w szutrową. Minąłem ostatnie zabudowania w Baszkach.
Kilkanaście metrów dalej zobaczyłem na bielutkim śniegu stado saren. Spokojnie grzebały w śniegu w poszukiwaniu pożywienia. Były jednak zbyt daleko, bym mógł zrobić im zdjęcie. Po raz kolejny żałowałem, że nie mam teleobiektywu. Postanowiłem jednak zaryzykować i spróbować podejść bliżej. Brnąc po kolana w śniegu, powolnymi krokami zacząłem zbliżać się do stada, robiąc zdjęcia, gdyż każde mogło być ostatnim. Udało mi się dojść całkiem blisko. Stado liczyło 15 sztuk. Zwierzaki, mimo moich starań, wyczuły moją obecność i zaczęły się oddalać w kierunku gęstych zarośli, niedalekiej plantacji wierzby energetycznej. Dawno nie spotkałem na swojej drodze tak licznego stada. Brnąc w śniegu doszedłem z powrotem do drogi, którą szedłem poprzednio. W butach miałem trochę mokro, bo nasypało mi się do nich śniegu.
Sarny na śniegu - fot. Tomasz Banach
Po przejściu kilkunastu metrów doszedłem do wylotu wąwozu o nazwie „Jar Wykop”. W tym miejscu ponownie wróciłem na asfalt. Schodząc w dół, pięknie ośnieżonym wąwozem, postanowiłem skręcić na chwilę ze szlaku do miejsca, gdzie latem na rajdzie robiliśmy ognisko. Dzisiaj o ognisku nie było mowy, gdyż głęboki śnieg i brak towarzystwa nie zachęcał do siedzenia przy „watrze”. Zjadłem więc suchy prowiant jaki zabrany ze sobą. Odpocząłem chwile wpatrując się w zimowy krajobraz. Urzekały mnie ośnieżone gałęzie drzew. Po niedalekim polu przemknął lis.
Po odpoczynku wyruszyłem w dalszą drogę, schodząc w dół do Pliszczyna. Tutaj odwiedziłem obowiązkowe dla mnie miejsce, czyli sztuczny wodospad na Ciemiędze. Po chwili wpatrywania się w zburzoną toń rzeki poszedłem w kierunku dworu, obecnie jest to siedziba Zgromadzenia Księży Sercanów. Drogą przy nowym kościele poszedłem na zamarznięte rozlewiska na miejscowych łąkach. Piękny widok sprowokował mnie do zrobienia kilku zdjęć.
Droga w wąwozie - okolice Pliszczyna - fot. Tomasz Banach
Po wykonaniu foteczek wróciłem na niebieski szlak, którym powędrowałem w kierunku miejscowości Łysaków. Kręta asfaltowa droga prowadzi tutaj doliną Ciemięgi. Po lewej stronie mijam wysokie stoki jej doliny. Krajobraz prawie górski. Pod sklepem w Łysakowie skręcam w prawo, by szutrową drogą wspinać się pod górę na skraj doliny. W dole, na rzecznych rozlewiskach, skrzą się połacie lodu powstałego z roztopionego w ubiegłym tygodniu śniegu.
Na górce zatrzymuję się na chwilę przy przydrożnym krzyżu. Po chwili odpoczynku dochodzę do miejsca, w którym szlak biegnie przez zaśnieżone pola. I tutaj totalna porażka, głęboki śnieg i całkowity brak oznakowań na szlaku zmuszają mnie, po przejściu kilkudziesięciu metrów do zawrócenia. Nie chcę ryzykować błądzenia po polach. Po raz kolejny nie udaje mi się dokończyć zimą szlaku „Doliną Ciemięgi”. To już chyba jakieś fatum. Może jeszcze tej zimy uda mi się powrócić na ten odcinek, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające do wędrowania i w końcu dotrę do Jakubowic Murowanych, gdzie przy pałacu miałem zamiar zakończyć moją wędrówkę.
Wracam inną drogą do Pliszczyna. Po drodze zatrzymuję się jeszcze w malowniczym wąwozie, gdzie posilam się zabranymi ze sobą kanapkami. Droga w Pliszczynie wychodzi poniżej cmentarza parafialnego. Stąd już mam niedaleko do przystanku MPK, z którego odjeżdżam do Lublina. Wysiadam na ulicy Mełgiewskiej, gdzie w Restauracji Zaścianek zjadam gorące flaczki. Czuję się zadziwiająco zmęczony dzisiejszym marszem. Będę musiał spróbować jeszcze raz. Tylko czy następnym razem uda mi się dokończyć szlak? Jestem pełen nadziei, że tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz