Po raz kolejny spotykamy się w moim wspomnieniowym cyklu. Tym razem przypomnę sobie i Wam, rajd pieszy, który miał miejsce dokładnie trzy lata temu 2 lutego 2013 roku. Zapraszam do lektury.
Trasa: Łopatki - Górczyńskie - Chruszczów Kolonia - Nałęczów
Długość trasy wedłóg GPS-u: ok. 15 km
To już drugi w tym roku „Rajd w nieznane”. Obiecałem sobie wziąć udział we wszystkich w tym roku rajdach organizowanych przez „Niezależnych”. Na razie udaje mi się zgrywać terminy.
O 7:45 wyruszyliśmy z Dworca Głównego PKP w Lublinie w trwającą 35 minut podróż pociągiem.
Na stacji w Nałęczowie dołączyli do nas członkowie Grupy Rajdowej „Krwinka” z Poniatowej. Wysiedliśmy na stacji w Łopatkach. Tutaj dołączyły do nas dzieciaki ze szkolnego koła turystycznego. W ten sposób uzbierała nas się całkiem liczna grupa. Po przejściu na drugą stronę torów, zatrzymaliśmy się przed miejscowym sklepem, by poczynić ostatnie zakupy. Tłok w małym sklepie zrobiliśmy niebywały i kolejkę jak za czasów socjalizmu. Po szybkich zakupach ruszyliśmy na rajdowy szlak. Pogoda dzisiaj nie sprzyjała wędrowaniu. Padał uciążliwy deszcz, a pod nogami roztapiał się mokry śnieg, tworząc „ciapowatą breję”.
Grupa rajdowa KTP "Niezależni" - fot. Tomasz Banach |
Początkowo maszerowaliśmy asfaltem, by po przejściu kilkuset metrów skręcić w lewo, na strome, prowizoryczne schodki prowadzące w głąb wąwozu. Pod nogami było bardzo ślisko, co niektórzy odczuli na własnych tyłkach. Na dnie wąwozu było na szczęście jeszcze dość dużo śniegu. W wąwozie przekroczyliśmy pierwszy podczas dzisiejszego spaceru strumyk. Kiedy wyszliśmy na górę z wąwozu, „odwiedziliśmy” starą, opuszczoną chałupę. Skręciliśmy w prawo by wejść do następnego wąwozu. Było ich na naszej dzisiejszej trasie kilkanaście.
Zimowe grzybki - fot. Tomasz Banach |
Kiedy chwilę odetchnęliśmy ruszyliśmy w dalsza drogę. Przeszliśmy przez strumień, by teraz kluczyć miedzy drzewami idąc wzdłuż płynącego dołem wąwozu strumyka. Podczas kolejnego pokonywania potoku jeden z chłopców uczestniczących w rajdzie zostawił w nim niezwiązanego buta. Trzeba było podjąć akcję wyłowienia go. Teraz musiał wędrować w mokrym bucie, odwrotu nie było. Taką karę płaci się za brak nawyku wiązania obuwia. Po przejściu strumienia trawersowaliśmy po stromym zboczu wąwozu, gdyż na jego spodzie płynął strumień, który zamienił się w szerokie rozlewisko, zasilany wodą z topniejącego śniegu. Było ciężko. Trzeba było chwytać się mokrych drzew, lub włączać napęd na cztery kończyny. Daliśmy jednak radę. Kiedy zeszliśmy w dół wąwozu, wpadłem nogą do strumienia. Na szczęście szybko z niej wyskoczyłem i nie zdążyło mi się nalać lodowatej wody do buta. Deszcz nadal siąpił.
Rozlewisko - fot. Tomasz Banach |
Kiedy doszliśmy do szosy skręciliśmy w lewo. Po przejściu kilkudziesięciu metrów przekroczyliśmy torowisko Nałęczowskiej Wąskotorowej Kolejki Dojazdowej. Niestety Chyba nie używane, bo dosyć zarośnięte. Zaraz po przejściu torowiska skręciliśmy w prawo by wejść do kolejnego wąwozu. Przestałem liczyć, który to już dzisiaj wąwóz, ale każdy jest inny, cudowny i piękny.
Po wyjściu z wąwozu maszerowaliśmy polną drogą, by osiągnąć stromiznę następnego jaru. Tym razem pokonaliśmy krótki odcinek wąwozowy, by następnie skręcić w prawo. Po przejściu przez opuszczoną posesję (na której stała wiejska studnia), doszliśmy do szosy. Po skręceniu w lewo weszliśmy na teren miejscowości Chruszczów – Kolonia. Teraz szliśmy po asfalcie. Jak zwykle wlokłem się na końcu rozmawiając z prezesem „Niezależnych” Jurkiem. Na zakręcie przed mostem na strumieniu minęliśmy przydrożną kapliczkę
Rajdowe ognisko - fot. Tomasz Banach |
Gdy ugasiliśmy ogień wyruszyliśmy dalej, początkowo polną drogą, a następnie „betonówką”, która zaprowadziła nas do Nałęczowa. Teraz szliśmy już ulicami uzdrowiskowego kurortu. Schodząc w dół minęliśmy wille „Starówka”. Kiedy doszliśmy do przelotowej ulicy skręciliśmy w lewo udając się w kierunku parku zdrojowego. Przez ośnieżony park przeszliśmy do centrum Nałęczowa. O Nałęczowie nie będę się tutaj rozpisywał, bo jest to tak znana miejscowość uzdrowiskowo – wypoczynkowa i tak wiele o niej już pisali wielcy pisarze, że opis sporządzony przez moją skromną osobę niewiele wniósłby do bogatej literatury charakteryzującej to cudowne miejsce.
Przy ognisku - fot. Tomasz Banach |
Z cmentarza poszliśmy na przystanek busów. Na szczęście stał już mikrobus, którym wróciliśmy do Lublina. Dziękuję organizatorom i uczestnikom, za wspaniałą wędrówkę i atmosferę na rajdzie. Teraz pozostają tylko wspomnienia i oczekiwanie na następne wyjście w teren. Postaram się jeszcze w tym roku odwiedzić nałęczowskie wąwozy wiosną, kiedy wszystko rozkwita, a stoki pokrywają się bujną roślinnością. Do zobaczenia na następnym szlaku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz