wtorek, 27 października 2020

Wsłuchani w "szum" natury - czyli spacer po Rezerwacie nad Tanwią

Rezerwat nad Tanwią - Jesień 2020 - fot. Tomasz Banach

Korzystając z w miarę ładnej jesiennej aury, postanowiliśmy z Anną wyruszyć na szlaki piesze Roztocza. Na pierwszy ogień poszedł bardzo często uczęszczany przez miłośników pieszych wędrówek szlak "Szumów" w Rezerwacie nad Tanwią. Zawsze fascynowało mnie to miejsce. Pierwszy raz odwiedziłem go lata temu, kiedy to zaczynałem swoją przygodę z eksploracją Roztocza. Teraz wracam tam, by wsłuchać się w szum wodospadów tak często jak tylko mogę. Zarówno z moimi turystami jak i indywidualnie. 

Szumi, szumi woda - fot. Tomasz Banach

Zanim przejdę do opisu samego naszego wędrowania warto wspomnieć w kilku słowach o samym rezerwacie. Powstał on w 1958 roku na powierzchni ok. 41 ha. Celem utworzenia, położonego na terenie gminy Susiec rezerwatu, jest ochrona najpiękniejszych i najciekawszych fragmentów rzeki Tanew i Jeleń obejmujących skupisko niewielkich wodospadów. Wśród meandrów Tanwi na odcinku ok 400 metrów możemy wsłuchać się w szum 24 progów skalnych, nazywanych właśnie... szumami. Ich cechą charakterystyczną jest regularne położenie w ukośnie w stosunku do koryta rzeki. Po rezerwacie przeprowadzono dobrze oznakowaną i opisana ścieżkę dydaktyczną, przechodząc którą zobaczymy nie tylko najpiękniejszy przełom Tanwi, ale także bardzo ciekawą szatę roślinną. Tyle informacji o rezerwacie... czas wyruszyć w drogę. 

Obcując z dzika przyrodą - fot. Tomasz Banach

Rezerwat nad Tanwią, to tylko jedna atrakcji jakie tego dnia udało nam się odwiedzić na Roztoczu. Nasze wędrowanie rozpoczęliśmy od parkingu, który o tak wczesnej porze świecił jeszcze całkowitą pustką. W ścisłym sezonie turystycznym to widok bardzo rzadki. Był to znak, że na szlaku nie będzie zbyt tłoczno i spokojnie będziemy mogli wsłuchać się w szum wodospadów. Ruszyliśmy więc ścieżką dydaktyczną "Nad Tanwią" przekraczając rzekę przez urokliwy drewniany mostek. Po drugiej stronie przeszliśmy przez rozległą łąkę, oddalając się nieco od samego nurtu rzeki, by powrócić na jej brzeg po kilku minutach marszu. Tutaj ścieżka się rozdziela umożliwiając wędrówkę zarówno jednym jak i drugim brzegiem Tanwi. My wybraliśmy przejście prawym brzegiem. W tym celu przeszliśmy mostkiem na drugą stronę, udając się wraz z nurtem wąską ścieżką tuż przy ogrodzeniu prywatnej posesji. Tuż za nią znaleźliśmy się na kolejnym rozstaju szlaków. W tym właśnie miejscu postanowiliśmy oddalić się nieco od rzeki i przejść pod najwyższy wodospad na rezerwacie znajdujący się na potoku Jeleń. O tym przejściu przeczytacie już niebawem na moim blogu, gdyż jest to również bardzo atrakcyjne miejsce, które chciałbym Wam polecić... Ale na to trzeba będzie chwileczkę poczekać... Cierpliwości! 

Pozostałości tamy na Tanwi - fot. Tomasz Banach

Na szlak Szumów na Tanwi wróciliśmy po dość długim spacerze żółtym, a następnie niebieskim szlakiem wzdłuż Jelenia i Tanwi, by zatrzymać się w okolicach dawnej tamy przy nieistniejącej stanicy harcerskiej im. Józefa Piłsudskiego zwanej od nazwiska inicjatora jej budowy, Brunona Olbrychta - "Olbrychtówką". Stanica powstawała od 1936 roku w okolicy rezerwatu i miejsca w którym w 1901 roku granicę między Królestwem Polskim, a Galicją przekroczył Józef Piłsudski. Grunt pod budowę harcerskiej ostoi, jak i drewno na jej budowę ofiarował XV Ordynat Maurycy Zamoyski. Dla wygody i komfortu odwiedzających stanicę na rzece wybudowano również tamę, dzięki czemu powstał niewielki zalew, w którym wypoczywający tutaj harcerze mogli zażywać kąpieli. Drewniany budynek został jednak spalony przez żołnierzy niemieckich we wrześniu 1939 roku. Przy tamie znajduje się również krzyż upamiętniający poległego 17 września 1939 roku Władysława Skrobana - administratora stanicy.

Czas na przekąskę w podróży - fot. Tomasz Banach

To właśnie na pozostałościach dawnej tamy postanowiliśmy zrobić sobie krótki odpoczynek i posilić się małym "co nie co". Często wybieram to miejsce na chwilę wytchnienia maszerując tym szlakiem z moimi turystami. Jedzonko nigdzie tak dobrze nie smakuje jak na świeżym roztoczańskim powietrzu. A i pora na przekąskę była już odpowiednia. Posiłek i kubek ciepłej kawy czy herbaty dał nam siłę do dalszego wędrowania. Wyruszyliśmy więc w dalszą drogę Szlakiem Szumów na Tanwi.

Ania przy "Źródełku Miłości" - fot. Tomasz Banach

Tym razem wędrowaliśmy w górę rzeki. Po drodze minęliśmy kolejny drewniany mostek, którym można przekroczyć rzekę. Ja najczęściej wybieram tę stronę rzeki wracając w kierunku parkingu, gdyż idąc pod prąd wszystkie progi skalne mamy przed sobą, co ułatwia zarówno ich podziwianie jak i fotografowanie. Zatrzymaliśmy się ponownie na zielonej polanie, skąd schodząc w kierunku koryta rzeki, można zaczerpnąć wody z ocembrowanego "Źródełka Miłości". Jak czytamy na ustawionej nieopodal źródełka tablicy informacyjnej, wiążą się z tym miejscem popularne roztoczańskie legendy: "Jeżeli chłopak z dziewczyną w słoneczny poranek lub księżycową wiosenną noc, napiją się wody ze źródełka, to zakochają się w sobie wzajemnie, a ich miłość będzie trwała do końca życia". Inna legenda mówi, że "Wypicie wody z tego źródełka gwarantuje spełnienie marzeń". Na pewno warto spróbować! Z polany, wchodząc po drewnianych schodach, można również zboczyć na chwilę ze szlaku, by odwiedzić równie legendarny jak źródełko sklepik "U Gargamela" . Tutaj w sezonie turystycznym można chwilę odpocząć, posilić się ciepłym posiłkiem popijanym zimnym piwkiem (najlepiej z lokalnego Browaru Zwierzyniec), lub schłodzić się nieco włoskimi lodami. Tutaj także można zakupić roztoczańskie pamiątki.

Ścieżka "Nad Tanwią" - fot. Tomasz Banach

Ruszamy dalej w górę rzeki mając przed sobą skośnie przecinające koryto rzeki progi skalne, które od wieków szumiały i szumią nadal miejscowym mieszkańcom. Powstały one w wyniku ruchów tektonicznych w trakcie fałdowania Karpat. Tędy przebiega (i jest to jedyne miejsce w Polsce, gdzie jest to wyraźnie widoczne) granica geologiczna dzieląca Europę Zachodnią – fałdową od Europy Wschodniej – płytowe. My wsłuchujemy się w szum wodospadów i mimo tego, że właśnie zaczęła siąpić niewielka mżawka, upajamy się pięknymi widokami, podążając wąskimi ścieżkami i kładkami biegnącymi przy samym nurcie Tanwi. Zbocza lessowej doliny rzeki opadają w tym miejscu dosyć stromo i kiedy szlak jest rozmoknięty trzeba uważać na to by nie zaliczyć wpadki do wody. Można by w ten sposób podzielić losy legendarnej Tanewy, córki Gołdapa - dzielnego kasztelana grodu założonego w widłach Tanwi i Jelenia, która to chcąc uniknąć niewoli tatarskiej rzuciła się w toń rzeki, która od jej imienia od tego czasu Tanwią zwano. O Tanewie i etymologii nazwy rzeki krążą do dzisiaj jeszcze inne podania, o których możecie posłuchać wybierając się ze mną na wycieczkę w te urokliwe strony. Zapraszam Serdecznie!

Ostanie progi skalne na naszej trasie - fot. Tomasz Banach

Szkoda, że nie da się we wpisie oddać zapachów lasu pomieszanego z otaczającą nas odświeżającą wilgotnością unoszącą się w powietrzu. Jest to prawdziwy raj, który możemy poczuć wszystkimi zmysłami. Upojeni przyrodą docieramy do mostku przez, który przechodziliśmy idąc wcześniej w dół rzeki. teraz pozostajemy nadal po tej samej stronie, by po raz kolejny przejść rozległą łąką i na chwilę oddalić się od nurtu rzeki. Kolejny mostek również pozostawiamy po swojej lewej stronie, by przejść ostatnim odcinkiem w kierunku drogowego mostu na Tanwi. Jest to według mnie jeden z najwspanialszych odcinków tego szlaku. oddalone od siebie o kilkadziesiąt metrów wodospady, sprawiają, że widok zapiera dech w piersiach. W ten właśnie sposób dochodzimy do wspomnianego wyżej mostu. Po dwu jego stronach ustawiono repliki budek granicznych i szlabanów, by upamiętnić fakt, że Tanew na tym odcinku, po Kongresie Wiedeńskim z 1815 roku była rzeką graniczną pomiędzy zaborem rosyjskim (Królestwem Polskim), a zaborem austriackim (Galicją). Gdybyśmy wybrali się na wędrówkę tym szlakiem nieco ponad sto lat temu byłaby to wycieczka... zagraniczna.

Wiata przy parkingu - jesień 2018 - fot. Tomasz Banach

Przechodzimy na drugą stronę mostu, by znaleźć się ponownie na parkingu, z którego rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. Przy parkingu znajduje się wiata, pod którą można odpocząć po trudach podróży. Dla tych, którzy nie zdążyli nabyć pamiątek (w sezonie turystycznym) można się w nie zaopatrzyć w usytułowanym tutaj sklepiku. Pokrzepić się można również pysznymi goframi serwowanymi w tym właśnie miejscu. Tutaj kończymy nasz spacer przez Rezerwat "Nad Tanwią". Polecam szczególnie to miejsce docenione przez czytelników w plebiscycie „Rzeczypospolitej”, którzy zaliczyli je w 2008 r. do „7 Cudów Polskiej Natury”, a w 2016 r. w konkursie miesięcznika National Geographic Traveler na „7 Nowych Cudów Polski” otrzymało tytuł laureata. Na pewno jeszcze nie raz... ani nawet nie dwa będziemy wracać by wsłuchać się w szum Tanwi do czego i Was zachęcam. teraz czas wyruszyć dalej. A gdzie? O tym przeczytacie na pewno w kolejnych wpisach na moim blogu. Zapraszam do lektury!


wtorek, 20 października 2020

„Pięknie i słodko umrzeć za ojczyznę” - w rocznicę śmierci Hetmana i Kanclerza Wielkiego Koronnego Stanisława Żółkiewskiego

W kolegiacie w Żółkwi
Cytat w tytule dzisiejszego artykułu gościły często na ustach Wielkiego Bohatera Narodowego, jakim był i jest niewątpliwie Stanisław Żółkiewski - Hetman Wielki Koronny, Kanclerz Wielki Koronny, pogromca Moskwy, zdobywca Kremla.
Wraz z pracownikami Biura Turystycznego Quand, członkami Fundacji Banici Zamojscy oraz zaproszonymi gośćmi, 6 października - przeddzień rocznicy bohaterskiej śmierci Stanisława Żółkiewskiego -  miałem wielki zaszczyt i niewątpliwą przyjemność pokłonić się nad Jego grobem w kolegiacie pw. św. Wawrzyńca w Żółkwi w której spoczęły jego szczątki po bohaterskiej śmierci w bitwie pod Cecorą.
Jak czytamy w opracowaniu dotyczącym osoby Hetmana: "Ród Żółkiewski wywodził się z Rusi, ale szybko się spolonizował. Ojciec Stanisława był wojewodą ruskim. On sam przyszedł na świat w 1547 roku w Turynce. Wpływy ojca wprowadziły go w krąg Jana Zamoyskiego co pomogło mu zostać sekretarzem króla Stefana Batorego. ten protektorat skutecznie przyspieszył karierę ambitnego szlachcica. na ten okres przypada też rysa na nieskazitelnym niemal wizerunku bohatera - współcześni ganili go za współudział w straceni Samuela Zborowskiego. Staranne wykształcenie, doświadczenie kancelaryjne i znajomość kilku języków czyniły z Żółkiewskiego idealnego pretendenta do służby dyplomatycznej. Żółkiewski podążył jednak inną drogą... Wybrał wojaczkę na chwałę swoją i Przeświętej Rzeczpospolitej. 
Przy sarkofagu Stanisława Żółkiewskiego
Walczył przeciwko zbuntowanym gdańszczanom, przeciwko cesarzowi Maksymilianowi , w Inflantach, przeciwko pułkom moskiewskim, watahom tatarskim, wojskom tureckim. W 1596 roku stłumił kozacko - chłopskie powstanie Semena Nalewajki. W 1609 stanął na czele wyprawy na Moskwę. To w czasie tej kampanii miał miejsce najbardziej spektakularny sukces Żółkiewskiego - niewiele ponad trzy tysiące kierowanych przez niego żołnierzy rozbiło pod Kłuszynem dziesięciokrotnie liczniejsze wojska moskiewskie. Zwycięstwo otworzyło hetmanowi drogę do Moskwy, którą zajął jako pierwszy Europejczyk w historii. Dzięki pertraktacjom Żółkiewskiego bojarzy obrali carem polskiego królewicza Władysława IV. Był to ogromny sukces wojskowy jak i dyplomatyczny Rzeczypospolitej - jednego z najpotężniejszych państw ówczesnej Europy. 
Chwila skupienia w żółkiewskiej krypcie
Żółkiewski całe życie igrał ze śmiercią. Ta dopadła go 7 października 1620 roku na cecorskiej ziemi. Hetman zginął tak żył - na polu bitwy. Wiedział dokładnie, że w roku 1621 rzuci się na Rzeczpospolitą sam sułtan turecki, a tymczasem granica nie jest dostatecznie osłonięta. Żołkiewski postanowił wyprzedzić działania tureckie. Wyprawa jednak nie była dostatecznie przygotowana od strony militarnej. Hetman zginął w czasie odwrotu wojsk polskich. jego głowę zatknięto na pikę i zawieziono sułtanowi. Dopiero dwa lata później udało się wdowie po Żółkiewskim wykupić szczątki męża, które spoczęły w żółkiewskiej kolegiacie. Na grobie Żółkiewskiego umieszczona została inskrypcja zaczerpnięta z "Eneidy" - "Powstanie kiedyś z kości naszych mściciel". Napis okazał się proroczy. hetmana pomścił jego prawnuk król Jan III Sobieski podczas słynnej Viktorii Wiedeńskiej.  
Magistrat w Żółkwi
Jeszcze raz dziękuję p. Andrzejowi Kudlickiemu z Biura Turystycznego Quand za możliwość uczestnictwa w tej jakże doniosłej chwili, którą ciekawą oracją uświetnił Ryszard Jan Czarnowski, przewodnik, grafik znawca kresów, autor licznych publikacji w tym przewodników, po dawnych kresach Rzeczpospolitej. Podczas pobytu, był również czas na krótkie "epidemiczne" zwiedzanie Żółkwi i na spotkanie integracyjne, podczas którego mogliśmy podyskutować i zgłębić swoją wiedzę na temat Stanisława Żółkiewskiego jak i pięknej Ziemi Żółkiewskiej w obwodzie Lwowskim. Ta wizyta na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci... Byliśmy w grupie nielicznych, którzy w rocznicę śmierci Hetmana i Kanclerza Wielkiego Koronnego nawiedzili miejsce jego wiecznego spoczynku. Oficjalne uroczystości związane z rocznicą śmierci Żółkiewskiego odbyły się w sobotę 10 października br. Z całego serca polecam wszystkim odwiedzenie Żółkwi  nie tylko w Roku Stanisława Żółkiewskiego - Naprawdę Warto!