niedziela, 1 kwietnia 2018

Wielkanocne tradycje w mojej rodzinnej wsi... cz. I

W związku z przeżywanymi obecnie najważniejszymi chrześcijańskimi świętami – Wielkanocą, postanowiłem powrócić pamięcią do lat mojego dzieciństwa i do tego jak ten czas wyglądał dawniej, jak zapisał się w mojej pamięci z lat dzieciństwa. Przenieśmy się, po raz kolejny do mojej rodzinnej wsi Rybczewice w województwie lubelskim i poczujmy zapach wiosny, zapach świątecznych potraw… smaków młodości.
Okres Wielkanocny, po okresie wielkiego postu, rozpoczynał się już w Niedzielę Palmową, kiedy to szło się do kościoła z przygotowaną (lub kupioną na targu w niedalekich Piaskach) palmą, którą na pamiątkę rzucania zielonych gałęzi pod kopyta osiołka na którym Jezus tego dnia wjechał do Jerozolimy, tego dnia święcono w kościele. Czym większa i bardziej zdobna palma tym gospodarz bardziej zamożny, a panna bardziej posażna. Podczas mszy zbierano ofiary przeznaczone na kwiaty do Bożego Grobu.
Już od początku Wielkiego Tygodnia trwały przygotowania do zbliżających się świąt. Porządkowano domostwa i ogrody, wędzono kiełbasy i mięsiwa, pieczono placki… Wszędzie było gwarno i pachniało świątecznie, wiosennie.
W Wielki Czwartek wieczorem w kościele, Mszą Wieczerzy Pańskiej,  rozpoczynało się Triduum Paschalne, czyli trzy najważniejsze dni w kalendarzu liturgicznym kościoła katolickiego. Na zakończenie nabożeństwa w uroczystej procesji przenoszono najświętszy sakrament do tzw. Ciemnicy. W kościele milkną dzwony, zastępowane drewnianymi kołatkami. Od tego czasu, aż do Mszy Świętej Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę, nie sprawowana jest eucharystia. 
Wielki Piątek to dzień śmierci Jezusa, w którym zamiast mszy św. odprawiana jest droga krzyżowa i liturgia męki pańskiej, podczas, której kapłan dokonuje przeniesienia Ciała Chrystusa do symbolicznego Grobu Pańskiego. Od kiedy pamiętam aranżacją grobu w naszym parafialnym kościele w Częstoborowicach zajmował się, dzisiaj już niestety śp. Franciszek Skrętkowicz, wieloletni nauczyciel Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Obronnego wraz z uczniami Liceum Ogólnokształcącego w Rybczewicach w którym uczył. I Mnie także zdarzało się brać w tym udział. Pamiętam jak wywieszano stare płótna imitujące motywy roślinności jerozolimskiej, a skały groty zastępowano odpowiednio zmiętymi szarymi papierami pakowymi. Wewnątrz grobu składano naturalnych rozmiarów figurkę Chrystusa.
Na zakończenie liturgii Wielkiego Piątku, kiedy już symbolicznie złożono Pana Jezusa do grobu, ustawiano przed nim straże. W rolę strażników wcielali się strażacy z Ochotniczych Straży Pożarnych z terenu naszej parafii. W galowych mundurach pełniliśmy straże, według ustalonego od lat harmonogramu. Rozpoczynała miejscowa Straż Pożarna z Częstoborowic i Podizdebna, która pełniła straż przez całą piątkową noc, aż do pierwszego święcenia pokarmów w Wielką Sobotę, Następnie warty przy Grobie Pańskim obejmowali strażacy z mojej rodzimej jednostki OSP w Rybczewicach, którzy pełnili służbę do sobotniego wieczoru, kiedy to ustępowaliśmy miejsca naszym kolegom z Ochotniczej Straży Pożarnej z Bazaru. Strażacy pełnili warty, aż do uroczystej mszy rezurekcyjnej w Niedzielę Wielkanocną.
W wielką sobotę rano, tradycyjnie święciło się pokarmy. Do koszyczka niesionego do kościoła wkładało się obowiązkowo przygotowane wcześniej przez babcię czy mamę pisanki, wędzoną kiełbasę i wędlinę, chrzan, sól, ciasto. Nie mogło też zabraknąć wielkanocnego baranka – symbolu zmartwychwstania. Koszyki przyozdabiane były zielonymi liśćmi fiołków lub gałązkami bukszpanu. Z takim koszykiem pędziło się jak najraniej do świątyni, gdyż w moim domu przyjęło się uważać moment poświęcenia pokarmu, momentem zakończenia wielkopiątkowego postu. 
Po poświęceniu pokarmów, wówczas kiedy wszedłem już w wiek młodzieńczy, zakładałem wyjściowy mundur strażacki i pędziłem na adorację przy Grobie Pańskim. To był wielki zaszczyt, na który czekało się cały rok. Uroczyście zmieniające się warty trwały ok. 20 -30 min. Stróżówkę mieliśmy na dole, przed murami kościoła, w dawnej salce katechetycznej, przez to za każdym razem trzeba było przy zmianie warty wspiąć się po stromych krytych schodach prowadzących przez dzwonnicę do kościoła.
Do domu wracało się dopiero po wieczornej Mszy Wigilii Paschalnej, przed którą przed kościołem palono ognisko z tarniny, sprawując misterium ognia, a następnie podczas misterium wody święcono wodę, która miała służyć przez cały rok miejscowym parafianom.
Po powrocie do domu następowały ostatnie przygotowania do Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego. Po całodziennej warcie przy Grobie zasypiało się dosyć szybko mając świadomość, że trzeba będzie jutro przed świtem wstać i udać się do kościoła na Mszę Rezurekcyjną. C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz